czwartek, 21 listopada 2013

chapter seventeen

- Louis, uspokój się do cholery- warknął Liam, najzwyczajniej w świecie znudzony już moim zachowaniem.- Niall zobaczył się z Lilie, by cię przed nią wytłumaczyć, a ty wybiegasz z pokoju jakbyś miał go za chwilę zabić.
Rozejrzałem się po pokoju napotykając same zdziwione spojrzenia. Automatycznie spuściłem głowę i usiadłem na ziemi podwijając kolana do siebie.
- Więc co u niej i...- nie potrafiłem dokończyć. Naszego dziecka, czy jej i Niall'a? Blondyn lustrował mnie spojrzeniem pełnym rozczarowania jedząc jabłko.
- Wszystko w porządku u niej i u dziecka- powiedział po chwili ciszy, podkreślając ostatnie słowo.- Zgodziła się z tobą zobaczyć przed wylotem do Polski.
Poderwałem głowę na dźwięk słowa "zobaczyć". Ale zaraz, Lilka wraca z powrotem do Polski?
Nie pozwolę jej na to.
- O której?- wychrypiałem ledwo słyszalnie, podnosząc się na nogi. Blondyn podał dokładną godzinę i miejsce spotkania, po czym na nowo poszedłem zamknąć się w pokoju.
***
Chciałam wrócić do Louisa, dlatego liczyłam na to, że dzięki spotkaniu wszystko się naprawi. Nie chciałam zakończyć tego w ten sposób. Nie chcę wracać do Polski. Stałam właśnie przed lustrem wciągając kaszmirowy sweter przez głowę. Był dosyć szeroki, a na nogach miałam czarne legginsy, więc było w porządku. Mimo tego, że nie widać jeszcze tak brzucha, w ten sposób jest swobodniej mi się poruszać. No i Wojtek upomina mnie żebym cieplej się ubierała.
Myślę, że zdążyliśmy nadrobić stracony czas. Wspólne mieszkanie razem dało nam więcej czasu i nigdy w życiu nie chciałabym stąd odejść. Niestety, jestem osobą, która zwykle wywiązuje się z wcześniej wypowiedzianych słów. Spojrzałam na spakowane walizki.
No właśnie, teraz wszystko zależy od Louisa.
Wcisnęłam na nogi czarne trampki, złapałam za kurtkę i wyszłam z domu.
***
Zauważyłam go niemal od razu, pomimo kaptura na głowie. Dopiero teraz poczułam narastający we mnie strach. Wyłamując palce, rozejrzałam się dookoła i niepewnym krokiem zaczęłam się do niego zbliżać. Poprawiłam czapkę robiąc ostatni krok, po czym stanęłam kilkanaście centymetrów przed Louisem. Po chwili zadarł lekko głowę do góry, przez co kaptur zjechał na sam czubek głowy. Wyglądał na zdziwionego, że przyszłam, jednak uśmiechnął się do mnie lekko i wstał.
- Dobrze cię znowu widzieć- jego twarz rozświetliło delikatne uniesienie ust.- Niedaleko jest niewielka restauracja, możemy się tam przejść.
Stałam jak wmurowana patrząc się na Lou stojącego naprzeciwko mnie. Wpatrywał się we mnie swoimi niebieskimi oczyma, pod którymi widniały sińce. Wydaje mi się, że nie sypiał za dobrze.
Na policzkach widać było kilkudniowy już zarost, tak samo pod nosem, jednak ten cień uśmiechu wywołał u mnie szybsze bicie serca i sprawił, że jego marny wygląd przestał się liczyć. Tak długo na to czekałam.
Mimo tego całego zmęczenia, które ogarnęło go całego, wyglądał pięknie. Naprawdę. Myślę, że dopiero teraz dotarło do mnie, jak bardzo chciałam go zobaczyć ponownie. Nie w telewizji, ani w radiu, tylko na żywo, właśnie naprzeciwko mnie. Zmęczonego i speszonego, jednak z ogromnym szczęściem emanującym z jego oczu.
Kiwnęłam tylko głową na znak zgody i ruszyliśmy. Sama droga minęła nam w milczeniu, mijaliśmy parkowe alejki, następnie kilka sklepów na ulicach, aż w końcu stanęliśmy przed wcześniej wspomnianą przez Louisa restauracją. Naprawdę była mała.
Kiedy już weszliśmy i wybraliśmy odpowiedni stolik, podeszła do nas kobieta z kartą dań. Jakie było moje zdziwienie, gdy ujrzałam pełen spis naleśników! Uśmiechnęłam się lekko, zagryzając przy tym zaschniętą wargę. Zerknęłam przez kartę na Louisa, który wydawał się być zafascynowany menu.
Po kilkunastu minutach kobieta wróciła z powrotem, pytając się czy już się zastanowiliśmy.
- Poproszę naleśnika z czekoladą i bananami- uśmiechnęłam się do kobiety, która zwinnie zapisała moje danie na niewielkiej kartce papieru.
- Ja proszę z budyniem i malinami- wychrypiał znudzony Lou.
- Coś do picia?
- Dwie herbaty z cytryną- wyprzedził mnie Louis, nieco zirytowany natrętną kelnerką, która właśnie odeszła zaraz po zapisaniu wszystkiego na kartce. Spojrzałam na niego nie wiedząc, co powiedzieć, jednak nie złapałam jego wzroku, gdyż spoglądał na swoje dłonie.
- Mogę najpierw ja powiedzieć to co chcę?- zapytał po chwili ciszy.- Długo czekałem na tą chwilę.
Jasne, Lou! Super, że chociaż ty się przygotowałeś do tej rozmowy.
Kiwnęłam tylko głową, na znak, by kontynuował.
- Myślę, że powinnaś w końcu poznać prawdę, zasługujesz na nią od samego początku. Pamiętasz wieczór, gdy po gali zabrałem cię na tą niewielką polanę? Oczywiście, że pamiętasz- odchrząknął lekko.- To nie ciebie miałem tam zabrać, tylko Eleanor. Tak, to wszystko miało być dla niej, jednak wypity alkohol zrobił swoje. Musisz mnie zrozumieć, Lilith. Kiedy tylko zobaczyliśmy cię pierwszy raz, żaden z nas nie potrafił oderwać od ciebie wzroku. Zayn... Myślę, że on przez chwilę był zauroczony tobą, jednak nie potrafiłby odbić swojemu najlepszemu przyjacielowi dziewczyny. Dlatego każdy z nas siedział cicho.
- Zaraz, poczekaj- przerwałam mu, czując narastający gniew.- Chcesz mi powiedzieć, że prowadziłeś po pijanemu? Że to wszystko było przez alkohol?
- Nie, jechaliśmy taksówką. Proszę, postaraj się mnie zrozumieć- powiedział prawie niesłyszalnie.- Po prostu było w tobie coś, co sprawiło, że nie potrafiłem się powstrzymać. Po tej nocy wszystko się zmieniło, naprawdę. Zrozumiałem, że to ty jesteś dziewczyną, z którą chcę być. Jeszcze nie wiem co tak naprawdę czuję, ale zależy mi, bardzo.
- Ciężko mi ciebie zrozumieć, Louis. Nawet nie wiem co mam myśleć o twojej reakcji na temat dziecka.
- Właśnie... Ono jest moje?- spytał niepewny.
Siedział zgarbiony i przygnębiony. Sprawiał wrażenie przejętego całą tą beznadziejną sytuacją, jednak ja sama nie wyglądałam lepiej. Sama myśl, że to wszystko było zrobione dla Eleanor, mocno zabolało.
- A myślisz, że czyje? Nie jestem wiatropylna- warknęłam ironicznie.
- Nie wiem czy jeszcze to pamiętasz, ale byłaś dziewczyną Niall'a.
- Nigdy nią tak naprawdę nie byłam! To on mnie do tego nakłonił, bo sądził, że go wyśmiejecie- rzuciłam już trochę głośniej.- Byłam waszą zwykłą fanką, jedną na miliony, która była zakochana w was bezwarunkowo, a najbardziej w tobie, Louis! Tak, właśnie w tobie! Jesteś cholernym kretynem, jeżeli do tej pory tego nie rozgryzłeś.
Mój wybuch przerwała kelnerka, która przyniosła nasze herbaty, a następnie zamówione dania. Ja swoje jedzenie odstawiłam na bok, nie mając ochoty niczego jeść przy Louisie.
- Myślisz, że tak po prostu wtedy na tym pomoście, oddałabym ci się bezpowrotnie? Nie- warknęłam, wystawiając przed siebie rękę.- Nie przerywaj mi. Powiem ci jak to wszystko było. Od samego początku. Moje marzenia legły w gruzach po tym, jak nie dostałam się na studia sztuk pięknych. Wszystkie wartości, w jakie kiedykolwiek wierzyłam, odeszły w zapomnienie. Po co było mi tyle lat pracy? Po co zmarnowałam tyle godzin na naukę gry na gitarze i fortepianie? Jednak w końcu odkryłam was- One Direction. Zespół, który pomógł mi się pozbierać po dosłownie wszystkim. Zrozumiałam, że zawsze jest jakieś inne wyjście. Przesiadywałam przed laptopem wiele godzin, aby choć któreś z was mnie zauważyło, aż w końcu- stało się. Niall na początku tylko zaczął mnie obserwować. Nawet nie wiesz jakie to było dla mnie szczęście. Później napisał do mnie prywatną wiadomość z prośbą, bym między innymi nie powiedziała nikomu, że do mnie pisze. Następną wiadomością było zapytanie mnie o to, czy mam konto na Skype. Ja jednocześnie przerażona i niemożliwie szczęśliwa, podałam mu je. Wiesz co stało się potem? Zadzwonił. Tak po prostu. Zbliżyliśmy się do siebie, a później ja przyjechałam tutaj. Do niego. Do was.
- Pamiętam jedną z naszych rozmów na Skype- mruknęłam cicho.- To wtedy pierwszy raz cię zobaczyłam. Myślałam, że umrę ze szczęścia, a teraz? Proszę, powiedz mi co teraz.
Nic. Pustka. Siedzieliśmy w milczeniu wpatrując się w swoje jedzenie. Kiedyś potrafiliśmy przegadać całą noc, teraz nie wiemy co powiedzieć.
- Nie jestem w stanie powiedzieć ci co teraz, jednak wiem jedno- chcę ciebie, Lilith. Tuż obok siebie. Już na zawsze. Nie chcę Eleanor, ani żadnej innej, one nie są mi potrzebne do szczęścia. To bez ciebie czuję, że umieram.
Louis wyjął spod stołu swoją dłoń, by położyć ją na mojej, zaczynając kreślić na niej bliżej nieokreślone wzory swoim kciukiem.
Pierwszy raz poczułam, że może nam się udać. Tym wyznaniem Louis sprawił, że coś na powrót we mnie odżyło, a wszystkie wcześniejsze obrazy odeszły w zapomnienie.
- Damy sobie radę?- zapytałam cicho.
- Tak, poradzimy sobie. We trójkę.
***
- I jak było?- podszedł do mnie Harry, a reszta siedziała niespokojnie na kanapie.
- W porządku- starałem się zakryć mój uśmiech spowodowany samą myślą o Lilianie.
- Gdzie ona jest?- spytał Niall.
- U siebie- odpowiedziałem i poszedłem do kuchni.
- Jak to u siebie?
Czułem się niesamowicie szczęśliwy. Jakbym unosił się nad ziemią! Moja męczarnia w końcu się zakończyła, znów mam ją przy sobie. Sama myśl o tym, że postanowiliśmy znaleźć wspólne mieszkanie...
Naprawdę ją kocham. Tak cudownie i prosto. Kocham.
- Po prostu.
***
- Smutno mi, że odchodzisz ode mnie- powiedział Wojtek siedząc na kanapie.
- Wcale nie odchodzę- przewróciłam oczami i zapięłam ostatnią walizkę.
Rety, coś często się ostatnio pakuję i przemieszczam. Wypadałoby się ulokować gdzieś na stałe.
- Idziesz mieszkać do niego- burknął i z powrotem odwrócił się w kierunku telewizora.
- Tak, ponieważ jest ojcem mojego dziecka i kocham go, Wojtek- westchnęłam cicho.- Ale to faktycznie są marne powody.
- Dla mnie tak- powiedział jakby nigdy nic.- Nigdy go nie lubiłem.
- Spójrz- usiadłam obok niego i ciągnąc go za rękę, kazałam mu na mnie spojrzeć.- Nie robię tego dla siebie. Muszę przeprosić resztę, a przede wszystkim Niall'a, bo wiem, że nie udało mi się to na spotkaniu. Nie będę się czuła dobrze z myślą, że nadal się przeze mnie dręczy z własnymi myślami.
Chłopak przewrócił oczami i objął mnie opiekuńczo ramieniem.
- Odprowadzę cię pod same drzwi- pocałował mnie w czoło.- I nie myśl, że mnie się pozbyłaś, mam twój numer telefonu.
- Nigdy mi to nawet nie przeszło przez myśl- uśmiechnęłam się ciepło, szczęśliwa, że powoli zaczyna wszystko wracać do normy.
~*~
Okej, w porządku! Na początku chciałabym przeprosić za to, że tyle czekaliście :( Mam jakąś wewnętrzną blokadę literacką i nadal ciężko mi cokolwiek napisać. Ale jest rozdział, który kocham, bo jest szczęśliwy :) I Lilka jest szczęśliwa, i Lou :)
Następny powinien być jakoś "niedługo". Zrobię co w mojej słabej mocy, by był jak najszybciej, ha :(


sobota, 13 lipca 2013

Coś nowego

Okay. No więc, Kochane, mam dla Was coś zupełnie nowego. Tak, właśnie. Opowiadanie z Harrym. 
Główną bohaterką jest Isabella, która wpadła kiedyś w poważne tarapaty, od których postanawia się uwolnić, odchodząc od agresywnego wobec niej chłopaka, nadużywającego alkoholu i innych używek. Postanawia zamknąć przeszłość na trzy spusty i wraz z przyjazdem do Londynu- ostatniego miejsca na Ziemi w jakim chciałaby się znaleźć- decyduje się odnaleźć siebie i swoje marzenie, bowiem Isabella bez swojego marzenia powoli umiera od środka. Jak wygląda jej marzenie? Czy nadal będzie chciało jej miłości i co najważniejsze- bliskości? 

*
http://www.kierunek-los.blogspot.com/

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

chapter sixteen

Rozluźniłem uścisk muchy opinającej moją szyję dochodząc do chłopaków, którzy siedzieli przy Naszym stoliku. Opadłem bezradnie na krzesło przeczesując niezdarnie włosy. Chłopcy przyglądali mi się badawczo, a ja nie wiedziałem gdzie podziać oczy.
No bo co miałem powiedzieć?
,,Hej chłopaki, właśnie spotkałem Lilianę, przedstawiła mi swoje dziecko, które ma w brzuchu, nazywając je w dodatku Tommym, imieniem które chciałem dać swojemu dziecku, po czym odszedłem. Tak, macie rację, jestem tchórzem i nie nadaję się na Waszego przyjaciela.''
Ugh... Jestem skończonym tchórzem.
- Co jest?- jako pierwszy odezwał się Zayn, który nie mógł wytrzymać głuchej ciszy.
- Uhm...- przełknąłem głośno ślinę i otarłem pot z czoła.- Spotkałem Lilkę.
Niall, który siedział między Zaynem, a Liamem upuścił swoją przekąskę w postaci pieczonej bagietki z czosnkiem. Wolałem nie myśleć jak bardzo ma teraz odrażający oddech.
- No i co?- Harry włączył się do rozmowy marszcząc brwi, jakby się nad czymś mocno zastanawiał.
- Jak to co? Nico- warknąłem zły na siebie i wszystkich dookoła. Odwróciłem wzrok.- Odszedłem.
Usłyszałem, jak Liam nabiera głośno powietrza, Zayn zaczyna chrząkać, a z ust Horana wydobywa się cichy jęk.
- Odszedłeś!- wybuchnął Harry zaciskając dłonie w pięści.- Jesteś taki głupi!
- Co miałbym innego zrobić?!
- No nie wiem, daj mi się zastanowić- warknął sarkastycznie Loczek, całkowicie wyprowadzony z równowagi.- Może przyprowadzić Lilie do Nas?!
- Nie chciałaby przyjść- burknąłem zwracając wzrok w stronę swoich splecionych dłoni.- Przyszła tutaj z jakimś Wojtkiem.
- No tak, z Wojtkiem Szczęsnym- wyrzucił z siebie nagle zdołowany Niall.- Bramkarz Aresnalu. Nie jesteś na bieżąco.
Poczułem, jak krew zaczyna buzować w moich skroniach. Wstałem tak gwałtownie, że wszystko co znajdowało się na stole niebezpiecznie się zakołysało. Uderzyłem pięścią w stół i pochwyciłem butelkę szampana.
- Mogliście mi powiedzieć, do cholery- warknąłem jadowicie, odsuwając krzesło.- Zrobiłem z siebie idiotę. Dawno bym ją od niego zabrał!
Harry rozejrzał się nerwowo po sali i nie uchwyciwszy żadnego ciekawskiego spojrzenia wstał i położył mi dłonie na ramionach.
- Lou, uspokój się- powiedział Harry gładząc dłońmi mój kark.- Chcieliśmy dla Ciebie jak najlepiej.
- Nie mówiąc mi tak istotniej rzeczy?- syknąłem strzepując z siebie jego dłonie.- Och, jeszcze jedno. Powinniście wiedzieć coś jeszcze o Lilce.
- Jest coś gorszego od tego, że po raz kolejny uciekła nam sprzed nosa?- mruknął Zayn, wygodnie rozsiadając się na krześle. Skrzywiłem się na samą myśl o tych niewygodnych i twardych krzesłach, które tylko chcą wbić się w nasze tyłki. Potrząsnąłem lekko głową chcąc wyrzucić z siebie te myśli i spojrzałem ponownie na chłopaków.
- Myślę, że jest- powiedziałem przecierając oczy.- Lilka jest w ciąży. Będzie miała dziecko. Tommy'ego.
Niall zaczął się krztusić, Malik wypuścił zapalniczkę, którą jeszcze przed chwilą się bawił, obracając ją w dłoni, Liam siedział nieporuszony jakby nic się nie stało, a Harry trochę pobladł. Spojrzałem na nich kpiąco i odszedłem od stolika. Przy wyjściu odwróciłem jeszcze raz głowę, by móc odnaleźć w tłumie ludzi twarz Lilith. Siedziała prawie na końcu, razem z Wojtkiem i innymi ludźmi. Wpatrywała się w chłopaków ze zmartwieniem wymalowanym na twarzy. Westchnąłem cicho i znowu uciekłem. Jestem tchórzem. Na zewnątrz złapałem taksówkę i pojechałem do domu marząc o zimnym prysznicu. Może dzięki niemu wreszcie zacznę trzeźwo myśleć? Nie, to niemożliwe. Ja już się nie zmienię. Ona musi mi pomóc, wrócić i sprawić, żebym był taki, jak dawniej.
Oparłem głowę o chłodną szybę i zorientowałem się, że w dłoni trzymam nadal schłodzonego szampana, po którym już spływały krople wody. W jednej chwili straciłem ochotę na jego wypicie, więc gdy tylko samochód podjechał pod dom, wręczyłem kierowcy pieniądze wraz z szampanem i ruszyłem w stronę bramy, którą otworzyłem jednym z pęku kluczy. Nieprzytomnym krokiem, dotarłem do drzwi mojego i Stylesa apartamentu. Zaraz po głośnym ich zatrzaśnięciu, zdjąłem czarny garnitur i wszedłem do kabiny prysznicowej, by już po chwili oddać się w chwilowe zapomnienie zimnym smugom wody.
Kurwa, znowu ją zgubiłem.
***
Położyłem się na łóżku, z mokrymi włosami i ubrany w zwykłe bokserki. Dopiero teraz zaczęło do mnie docierać to, co zrobiłem.
No dobra, raczej to, czego wcale nie zrobiłem, a powinienem. Wyglądała pięknie, choć założyła zwykłą czarną suknię. Jej pełne malinowe usta, kiedy tylko złączyły się w uśmiechu…
Czy ja oszalałem?
Harry powiedział mi kiedyś, że bardzo cienka linia dzieli miłość przed obsesją. Dopiero teraz widzę i czuję, jak wielką miał rację. Co tak właściwie się ze mną działo w przeciągu tych miesięcy? Przecież ta dziewczyna nie powinna dla mnie nic znaczyć, obydwoje namieszaliśmy sobie w głowie. Sprawiła, że bez jej obecności stoczyłem się prawie na same dno. No i Tommy. Jak bardzo prawdopodobne jest, że to dziecko jest tego Szczęsnego? Nie, przecież już było widać lekko zaokrąglony brzuch Lilki. To musi być dziecko Horana. Nie ma innej możliwości. A co jeśli..? To niemożliwe, Louis. Nawet o tym nie myśl. Powiedziałaby Ci, zaraz po tym, jak powiedziała imię swojego dziecka.
Powiedziałaby. Zanim uciekłem.
Po raz drugi tego dnia przekląłem, tym razem głośno i siarczyście.
***
- Jesteś pewna, że chcesz się z nim spotkać?
- Jak jeszcze nigdy w życiu.
Powiedziałam prawdę. Całą noc spędziłam na myśleniu, czy podjęłam słuszną decyzję w sprawie spotkania się z Niallem, który po gali poprosił mnie na bok i zapytał, czy możemy się spotkać.
I co głupiutka Lilka powiedziała? Oczywiście, że się zgodziła!
- Brakuje mi ich, Wojtku- mruknęłam zaspana, stawiając wodę na herbatę.- Muszę powiedzieć to przynajmniej jemu, jestem mu to winna.
Wojtek siedział w salonie na sporych rozmiarów białej sofie i przyglądał mi się zaspanym wzrokiem. Po dwóch tygodniach męczarni na kanapie, w końcu zgodził się spać ze mną na jednym łóżku, jednak moje częste wędrówki do toalety i tak sprawiły, że Wojtek wcale nie wyglądał lepiej.
- Dobrze, jeżeli uważasz, to za słuszną decyzję. Podwiozę cię.
- Nie musisz, przecież mieszkają po drugiej stronie ulicy. Pamiętaj, że za dwie godziny masz trening.
Z ust chłopaka dobiegł mnie głośny jęk rozpaczy, na co zaśmiałam się lekko.
- O której się z nim spotykasz?
- Już niedługo. O trzynastej- uśmiechnęłam się znowu, zalewając dwa kubki wrzącą wodą.- O siedemnastej mam wizytę kontrolną u lekarza.
Mimowolnie przyłożyłam dłoń do brzucha. To już szesnasty tydzień, trzeci dzień drugiego trymestru. Pokochałam Toma równie mocno, co jego ojca. Miałam nadzieję, że Tommy kiedyś zrozumie, że nie mogłam być z Lou. Zniszczyłabym jego karierę. Nialla też.
Westchnęłam cicho i upiłam łyk herbaty.
Musi się udać. Powiem mu całą prawdę.
***
Okryłam się szczelniej granatowym płaszczem, który sięgał połowy ud i dość mocno opinał mój lekko widoczny brzuszek. Przeszłam ostatni odcinek prowadzący prosto do Starbucksa, bijąc się z myślą, że Wojtek jednak mógł mnie podwieźć, a ja niepotrzebnie go okłamałam. Cholera.
Niepewnie wkroczyłam do przytulnej kawiarni i rozejrzałam się dookoła. W najbardziej oddalonym rogu pomieszczenia siedział blondyn, który nerwowo bawił się swoimi palcami. Jego filiżanka z kawą już stała, pewnie nienaruszona, zbyt zajęty zaprzątaniem sobie głowy, czy na pewno przyjdę.
Westchnęłam cicho i podeszłam do stolika. Zdjęłam płaszcz, a Niall zwinnym ruchem mi go odebrał i powiesił na wieszaku. Odsunął mi krzesło, a ja usiadłam.
- Jak już pewnie wiesz od Lou, będę miała dziecko- zaczęłam niepewnie, a widząc pełną zdenerwowania twarz Horana parsknęłam wymuszonym śmiechem.- Hej, tu Lilie! Ta sama, z którą rozmawiałeś przez Skype'a!
- Od około czterech miesięcy zaczynam w to wątpić- powiedział cicho, a mi momentalnie zrzedła mina. No tak, zachowałam się jak idiotka. Najpierw uciekłam od nich, jak ostatni tchórz, a teraz, po tak długim czasie przychodzę tutaj i zachowuję się, jakby nigdy nic się nie stało. Jednak mimo wszystko, wiedziałam, że muszę mu to wszystko wyjaśnić. Chrząknęłam, chcąc usunąć z gardła natrętną gulę, która kuła niemiłosiernie za każdym razem, gdy chciałam coś powiedzieć.
- Niall...Doskonale wiem, że zachowałam się jak kretynka, ale zrozum, że widok Eleanor i Louisa sprawiał, że miałam ochotę uciec od nich jak najdalej...
- Jak widać, udało ci się.
- Mógłbyś mi nie przerywać? To naprawdę jest dla mnie bardzo ważne żeby wszystko ci wytłumaczyć- widząc lekkie skinięcie głową blondyna, kontynuowałam dalej.- Ja i Louis od początku poczuliśmy do siebie coś więcej niż tylko zwykłą przyjaźń, jeżeli wiesz o co mi chodzi. Och, przynajmniej tak mi się wydawało. Za każdym razem, gdy w jego zasięgu wzroku nie stała Eleanor, on podchodził do mnie i jakby nigdy nic flirtował ze mną. Ja byłam tak głupia i naiwna, że wpadłam po uszy, naprawdę. Nawet nie wiem kiedy, to stało się tak szybko...- mruknęłam wpatrzona w swoje dłonie. Wolałam nie widzieć teraz twarzy Horana.
- Pamiętasz dzień gali? Wtedy, gdy robiliśmy sobie zdjęcia?- zapytałam go uważnie, a słysząc cichy pomruk, uśmiechnęłam się lekko.- Pewnie zauważyłeś, że w pewnym momencie po prostu zniknęliśmy. Zabrał mnie gdzieś na obrzeża Londynu, aby pokazać mi pewną polankę, przy której stał pomost. Wszystko było przygotowane; pełno malutkich świeczek, które migotały z każdym mocniejszym podmuchem wiatru, multum porozrzucanych poduszek, koszyk z jedzeniem, ciepły i duży koc. To właśnie wtedy my...
Cholera, nie potrafiłam powiedzieć tego na głos. Nie, w kierunku Nialla, który chyba sam się zorientował, bo zaczerpnął głośno powietrza i zamrugał kilkakrotnie oczami.
- Czyli to jednak jego dziecko?-zapytał i przygryzł dolną wargę. Kiwnęłam potakująco głową tym razem przełamując się i spoglądając w niebieskie tęczówki. Poczułam, jak wielki ciężar nagle opuszcza moje serce. Zdaje się, że chłopak przyjął to nad wyraz spokojnie.
- Nie rozumiem tylko jednego- mruknął skonsternowany.- Skoro to dziecko Lou, dlaczego odeszłaś? Nie mogłaś mu po prostu tego powiedzieć? Wydaje mi się, że on naprawdę cię kocha, Lil...
- Wcale nie, on...
- Nie widziałaś go w dzień twojego odejścia, ani w każdym następnym dniu tej czteromiesięcznej męczarni. Nawet ze mną nie było tak źle. Lou prawie nic nie jadł ani pił, potrafił tygodniami nie wychodzić z pokoju, jakby czekał na jakiś cud. A gdy już myśleliśmy, że wreszcie się z ciebie wyleczył- zmarszczył nos słysząc to określenie- poszedł do klubu. Wiesz co w tym wszystkim jest najśmieszniejsze? Wrócił po dwudziestu minutach, naprawdę. Pobił Harry'ego, który chciał się dowiedzieć, co on do cholery trzyma w dłoni. Narkotyki, Lil, za wszelką cenę chciał cię z powrotem. Gotów był nawet brać te świństwa, tylko po to żeby halucynacje pokazywały twoją twarz. Aż w końcu, pewnego dnia przyszła do niego Eleanor. Dzięki niej i jej planowi, wyszedł z tego. Co prawda, miał kilka słabszych chwil, ale chciał cię odnaleźć, a gdy w końcu mu się udało... Uciekł, bo powiedziałaś mu, że będziesz miała dziecko. Doszedłem do wniosku, że oboje sobie szkodzicie i albo się pogodzicie, albo nie widzę dla was przyszłości.
- Nie, Niall- pokręciłam szybko głową.- To już nie wróci. Ja nie wrócę. Mam świadomość tego, jak szybko mogłabym zniszczyć waszą karierę. Dziennikarze nie zostawiliby po nas suchej nitki.
- Twierdzisz, że nie bylibyśmy skłonni do poświęcenia swojej kariery, po to, żeby w końcu założyć rodziny?
- Jak to w końcu? Niall, nie mamy nawet dwudziestu lat, a przed wami jest jeszcze całe życie. Uwierz mi, zdążycie jeszcze pozakładać rodziny.
- A co z tobą? Zamierzasz wychować je sama?
Kiwnęłam lekko głową na nowo spuszczając wzrok. Wiedziałam, że to nie było dobrym pomysłem, jednak sama myśl o tym, że mogłabym powrócić z powrotem do ich mieszkania, do zszokowanego Lou...
- Dobrze wiesz, że to niewykonalne. Potrzebujesz pracy, pieniędzy i mieszkania.
- I Louis miałby mi to zapewnić? Proszę cię, on nawet nie chciał mnie wysłuchać! Uciekł, gdy tylko wymówiłam imię dziecka. Jestem przekonana, że nie chce tego dziecka- powiedziałam z nutą goryczy i zacisnęłam mocno zęby nie dając ujścia łzom.- Poza tym, mam zamiar wrócić do Polski.
- Nie możesz, Lils... To tutaj jest twoja rodzina...
- Słucham? Tam mam swoich rodziców i przyjaciół, którzy będą w stanie mi pomóc. Wyjeżdżam pojutrze, więc nic mnie nie zatrzyma.
- Dobrze- powiedział niechętnie pochylając się w moim kierunku.- Tylko pozwól mi zorganizować dla was spotkanie. Jutro, w parku naprzeciwko nas- wskazał palcem na mały lasek i średniej wielkości polanę z placem zabaw dla dzieci.- Może być o czternastej?
- Tak, jednak nadal nie wiem po co to robisz...
- Zaufaj mi. Porozmawiajcie, dopiero wtedy będziesz mogła wyjechać, bez żadnych wyrzutów sumienia.
- Myślałam o tym. Boję się jego reakcji- mruknęłam cicho i speszona spuściłam wzrok.
- Tak, przyznaję, różnie może się zachować, ale myślę, że Louis zastanawiał się już nad tym.
Spojrzałam na niego pytająco zupełnie nie wiedząc o co mu chodzi.
- No wiesz- mruknął.- O tym, że to może być jego dziecko. Dałaś mu dużo do myślenia, jeżeli faktycznie powiedziałaś mu, że ma na imię Tommy.
Skinęłam głową zerkając na zegarek na mojej lewej dłoni. Piętnasta trzydzieści, cholera, zaraz muszę się zbierać. Przygryzłam wargę nie wiedząc co jeszcze mam powiedzieć.
- Lile- zaczął Niall wzdychając ciężko.- To wszystko jest tak naprawdę moją winą. Ja cię tutaj sprowadziłem, przeze mnie poznałaś Louisa i zaszłaś w ciążę, muszę się postarać żebyś była szczęśliwa.
- Nie, Niall- uśmiechnęłam się do niego ciepło.- Sprawiłeś, że przez tak krótką chwilę, moje życie wypełniło się szczęściem i wspomnieniami, które zachowam na zawsze. A Tommy mi w tym pomoże.
Nerwowo przeczesał dłonią włosy i oblizał usta. Na jego policzki wkradł się rumieniec, na co odruchowo zachichotałam.
- Teraz muszę już iść- mruknęłam i wstałam.- O siedemnastej mam wizytę u lekarza. 
Niall jakby posmutniał, pomógł założyć mi płaszcz i sam się ubrał. Spojrzał na mnie raz jeszcze by zaraz mocno do siebie przytulić.
- Podwiozę cię- położył mi dłoń na plecach i wyszliśmy z kawiarni.
***
- Jesteś pewna, że nie mam z tobą wchodzić?- zapytał mnie po raz tysięczny z kolei Niall.
W sumie, to czemu nie? Pierwszy raz ktoś mógłby mi w tym towarzyszyć.
- Właściwie to chodź- powiedziałam uśmiechając się szeroko. Odpięłam pas i wysiadłam z samochodu czekając na chłopaka. Już po chwili weszliśmy do środka kliniki, a ja podeszłam do rejestracji. Poszliśmy na czwarte piętro, gdzie znajdował się oddział ginekologii i czekaliśmy na moją kolej.
- To nie ja powinienem tutaj stać- mruknął zrezygnowany, choć nadal obejmował mnie ramieniem.
- Masz na myśli Louisa? Daj spokój. Zobaczysz Tommy'ego- uśmiechnęłam się ściskając jego dłoń.- Ucieszy się.
***
Usłyszałem, jak chłopacy zbierają się w salonie, gdzie aktualnie przebywał Harry i męczył moje ucho wydając dzikie okrzyki. Grał w Fifę.
Szeptali o czymś, ale nie byłem pewien o co mogło im chodzić.
Co mnie to obchodzi?
Odwróciłem się na bok i starałem się zasnąć. Po wczorajszym znowu wróciłem do zadręczania się i myślenia  "co by było gdyby...". Zdążyłem się już przyzwyczaić.
- Chłopaki?- usłyszałem jak Niall wchodzi i kieruje się prosto do salonu.- Wróciłem.
- I co nowego u Lilie?- zapytał głośno Zayn, za co został porządnie zbesztany przez Liama i Nialla. Otworzyłem szeroko oczy, nie wierząc w to co usłyszałem. Horan spotkał się z Lilką? Poczułem, jak drga mi powieka, więc usiadłem szybko na łóżku i nasłuchiwałem.
- Zamknij się... Tak... Byłem z nią u ginekologa... Nie wiem... Mówi, że tak...
Nabrałem gwałtownie powietrza w płuca i z rozmachem wszedłem do salonu.
- Gdzie byłeś?- zapytałem chłodno ściskając szczękę. Niall odwrócił się w moją stronę przygryzając wargę.
Tak, bój się- pomyślałem.- Dla ciebie już nie będzie ratunku.

czwartek, 28 marca 2013

Bardzo ważne!

Witajcie! :)
Chciałabym tylko ogłosić, że zawiesiłam opowiadanie o losach Lilki i Lou, na wzgląd wciąż nie przypływającego do mnie wena. Jest też dobra wiadomość! :)
Założyłam zupełnie nowe opowiadanie, główną bohaterką jest Vivianne, najlepsza przyjaciółka samego Justina Biebera, który wraz z ciągłymi koncertami, co chwila opuszcza swoich bliskich. Jak wpłynie kariera chłopaka na relacje między Viv, a nim samym? To trzeba zdecydowanie przeczytać! :D
No. To tyle, jeżeli wpłynie do mnie jakaś myśl, którą mogłabym zatrzymać i zainspirować do nowego rozdziału tutaj, obiecuję, że zrobię wszystko, żeby napisać ten odcinek. Obiecałam skończyć historię Lilki, i to zrobię! :)
Link do nowego opowiadania: KLIKNIJ

wtorek, 27 listopada 2012

chapter fifteen

Uśmiechnąłem się do siebie i wyciągnąłem z kieszeni u spodni mały woreczek. To już drugi raz w tym samym dniu, nie potrafię inaczej. Niewielką ilość białego jak śnieg proszku, wysypałem na stolik i nie zastanawiając się dłużej- pochyliłem się lekko, by przez szklaną rurkę wciągnąć narkotyk przez nos. Pociągnąłem nosem kilka razy i poczułem się lepiej. Z powrotem położyłem się na łóżku, zamknąłem oczy i odtworzyłem wszystkie chwile spędzone z Lilie. Poczułem, że znowu mam ją przy sobie. Jej uśmiech, oczy, dotyk. Uniosłem dłoń, by pogłaskać ją po policzku, jednak nic nie poczułem. Otworzyłem oczy i skuliłem się w kłębek. To nigdy się nie uda.
Tak bardzo chciałbym ją zobaczyć. Usłyszeć. Dotknąć jej porcelanowego policzka. Ujrzeć jej oczy. Anielski uśmiech. Melodyjny głos.
Mój Boże, co ja robię. Jestem już na samym dnie, jednak nie potrafię się powstrzymać. Nie mogę przestać ćpać. Zaczęło się kilka dni temu, wyciągnąłem to od jakiegoś tajemniczego gościa spod klubu, z którego wychodziłem. To był mój pierwszy wieczór spędzony poza czterema ścianami w domu. Ja dałem mu plik banknotów, a on mi trzy woreczki kokainy. Harry, pomimo tego, że ze sobą nie rozmawiamy, chodził za mną tak długo aż mu nie powiedziałem co trzymam w ręce, a gdy wreszcie mu pokazałem- zaczął okładać mnie pięściami. Po chwili odepchnąłem go z całej siły i z krwawiącą wargą, podbitym okiem i potężnymi wyrzutami sumienia, zamknąłem się w pokoju. Hazza nie dawał za wygraną i po chwili zaczął bić pięściami w drzwi, jednak ja udawałem, że wcale tego nie słyszę. Kucnąłem przed rozsypanym proszkiem, który po chwili wciągnąłem przez szklaną rurkę.
Pierwszy raz był najlepszy. Wtedy poczułem Lilkę jakby stała obok mnie, zresztą, właśnie tak ją widziałem. Jak dotyka mojego szorstkiego policzka. Gładzi go swoimi ciepłymi palcami. Wtulam się w jej dłoń i słyszę jej beztroski śmiech.
Otworzyłem oczy oderwany od mojej rzeczywistości. Poczułem złość. Szybko spojrzałem w kierunku drzwi, które powinny być zamknięte. Zamiast nich stała Eleanor, a za nią bezradny Hazza splatając ręce na piersi.
- Mówiłem Ci, że Louis nie chce Cię widzieć- mruknął loczek, a Eleanor na moment odwróciła głowę w jego kierunku.- On już nie chce mieć z Tobą nic wspólnego.
- Zamknij się, nie przyszłam tutaj do Ciebie- syknęła Calder i zatrzasnęła mu drzwi przed twarzą z hukiem, który nieco otrzeźwił mój umysł.
Kolejna fala złości. Dlaczego osoba, której nie chcę widzieć na oczy weszła do mojego pokoju i wyzywa mojego najlepszego przyjaciela? Czego ona znowu ode mnie chce?
Chciałem wstać, jednak nie miałem na to siły i chęci. I tak nie wzięłaby moich słów do siebie, za kilka dni znowu by przyszła z wizytą.
Dlaczego ona przerwała mi spotkanie z Lilile?
- Co Ty z sobą zrobiłeś?!- Eleanor podeszła do stolika na którym leżała szklana rurka tuż obok reszty narkotyku w saszetce.- Zacząłeś ćpać przez dziewczynę, która ma to kompletnie w dupie?!
Ona nie ma tego w dupie. Lilith mnie kocha i przez Ciebie mnie opuściła.
Przymknąłem powieki starając się jeszcze raz przywrócić Lilkę, jednak wiedziałem, że nic z tego nie wyjdzie.
- Przestań się oszukiwać, że coś do niej czujesz. To Niall ją kocha. Od wczoraj chodzi po całym Londynie i wchodzi do każdego miejsca w którym mogłaby być. Gdybyś był zakochany w tej całej Lilie już dawno byś ją szukał- warknęła Eleanor, a ja miałem ochotę rzucić wazonem, który stał na szafce nocnej, żeby się wystraszyła i wyszła z pokoju.- I już dawno byś ją znalazł. Mnie nie oszukasz, Lou, znam Cię lepiej niż myślisz.
Ale ja ją naprawdę kocham. Lilith kazała mi zostać i jej nie szukać.
- Boże, Louis, spójrz na mnie- kucnęła obok mojego łóżka i dłońmi skierowała moją twarz w jej stronę, tak żebym mógł spojrzeć w jej oczy.- Nie wiem co chcesz z sobą zrobić, ale zachowujesz się jak dziecko, które nie może nic zrobić. Jednak dobrze wiesz, że możesz, bo skoro Lilie też czuje coś do Ciebie to dlaczego jej nie odnajdziesz? Błagam, weź się w garść. Chcę Cię zapamiętać jak najlepiej, nie jak ostatniego ćpuna. Nie staczaj się.
Jej słowa dobiły mnie do końca. Wyrwałem się z jej uścisku i usiadłem na łóżku. Przetarłem dłonią oczy i starałem nie wybuchnąć głośnym płaczem.
Ona ma rację. W końcu muszę wziąć się w garść. Odnajdę ją i sprawię, że będziemy razem już na zawsze. Obiecuję Ci to, Lilith.
- To od czego mam zacząć?- zapytałem cicho, a Eleanor wstała i z lekkim uśmiechem oparła się biodrem o komodę stojącą tuż obok drzwi.
***
Spokojnie Lila. Dasz radę. Wychowasz je, jeżeli będzie tylko taka potrzeba, a Wojtek Ci pomoże. Pokochasz je. 
Siedziałam w poczekalni publicznej kliniki w Londynie. Czekałam na wyniki krwi i badanie USG, gdy się okaże, że brzuchu mam rozwijające się dziecko. Dziecko, które nie będzie miało ojca. Co ja zrobię, jeśli będzie to chłopczyk? Powiem, że jego tatą jest Wojtek? Nigdy w życiu.
Kiedy trochę podrośnie, powiem mu prawdę. Dziewczynce też. 
Co ja bredzę. Pokocham moje dziecko, nieważne jaką będzie miało płeć. Moje i Lou. 
- Pani Pawlak?- starszy mężczyzna wychylił się zza białych drzwi od gabinetu, zniekształcając moje nazwisko. Kiwnęłam potakująco głową i weszłam do środka. Usiadłam w sterylnie białym i miękkim fotelu, naprzeciwko lekarza. 
- Na szczęście badanie krwi nie wskazało żadnych nowotworów, więc wykluczyliśmy najgorsze- mruknął mężczyzna zaglądając w kartki, zapewne z wynikami moich badań.- Jednak dlaczego nie powiedziała nam pani, że to już czwarty tydzień ciąży?
Otworzyłam szerzej oczy ze zdumienia. Usłyszałam to, czego nie chciałam. Nie chciałam być w ciąży, chciałam iść na studia i być mamą dopiero za kilka lat. 
- Ale ja nie wiedziałam- mruknęłam mrugając nerwowo oczami.- Byłam pewna, że złapała mnie grypa. 
- U wielu kobiet objawy wiążą się ze zwykłymi grypami, ale to dobrze, że przyszła pani na badania.- Zapiszę pani preparat witaminowy, stosowany przez kobiety w ciąży, a następnie umówię panią do ginekologa, który jest piętro wyżej, na jutro. Pasuje o dziesiątej? 
- Tak, oczywiście- powiedziałam, nadal w szoku. Co na to rodzice? A co z Wojtkiem? Jak mam mu to powiedzieć?
Lekarz uśmiechnął się do mnie i podał mi wyniki wraz z receptą. 
- Proszę się nie martwić- poklepał mnie po ramieniu odprowadzając do drzwi.- Ciąża to nie choroba. 
Wyszłam bez słowa, założyłam beżowy płaszcz i wyszłam na chłodne powietrze. Bez zastanowienia zatelefonowałam do Wojtka, jednak odezwała się poczta głosowa. No tak. Ma teraz trening. Westchnęłam cicho i skierowałam się w stronę Valerie. Muszę powiedzieć kierowniczce, przecież nie mogę pracować z dzieckiem w brzuchu. Wcisnęłam skostniałe dłonie do kieszeń i spojrzałam w niebo. Dzisiaj pogoda w Londynie była naprawdę kiepska. Było chłodno i panowała lekka mgła, dzięki której powstawały jeszcze większe korki na ulicach. 
Po drodze rozmyślałam nad tym co teraz zrobię bez Louisa, którego z każdym dniem brakuje mi jeszcze bardziej. Wojtek mi go nie zastąpi. Może powinnam wrócić? 
Nonsens. 
Sama kazałam im o mnie zapomnieć, telefony ucichły, więc może dopięłam swego i przestali myśleć co się ze mną dzieje? 
Westchnęłam cicho wchodząc do małej herbarciarni. Okrążyłam ladę i weszłam na zaplecze, gdzie znajduje się biuro właścicielki lokalu. Zapukałam cicho i weszłam do środka. 
-Dzień dobry- uśmiechnęłam się niemrawo i usiadłam w miękkim fotelu.- Muszę panią poprosić o urlop macierzyński. 
Starsza pani nieco się zdziwiła i poprawiła swoje okulary, które zdążyły spaść jej na czubek nosa. 
- Ale jak to?- zapytała nie mogąc uwierzyć.- Jesteś taka młoda. 
- Ja sama też nie potrafię w to uwierzyć, nawet nie wiem co mam dalej robić- powiedziałam cicho, jednak kobieta doskonale mnie usłyszała. 
- Nie martw się, rodzina Ci pomoże, w końcu to najlepsze oparcie- uśmiechnęła się do mnie serdecznie, jednak ja nie mogłam odwzajemnić uśmiechu. 
- Gdyby tylko tutaj była- powiedziałam, czując jak łzy zbierają mi się w oczach. 
- To może czas do niej wrócić, lub ją założyć? Nie uważasz, że nic nie dzieje się bez przyczyny? Zobaczysz, że jeszcze to maleństwo będzie całym Twoim światem- powiedziała matczynym tonem, a ja miałam ochotę ja uściskać.- Dasz sobie radę. Wiele kobiet takich jak Ty dało. 
- To wszystko mnie przeraża... 
- Nie tylko Ciebie, jednak wierzę, że dasz sobie radę- uśmiech nie znikał z jej twarzy.- Daj znać jak tylko maluch się urodzi i uważaj na siebie. 
Pożegnałam się i wyszłam z kawiarenki. Poszłam w stronę domu Wojtka, by móc się wreszcie położyć. Czułam się okropnie zmęczona. 
Czym prędzej weszłam do środka, by nie zwrócić uwagi mieszkańców z naprzeciwka. 
***
-Chłopaki! 
Spojrzałem na Nialla, który wybiegł z łazienki ze szczoteczką w buzi i telefonem w ręku. Uśmiechnąłem się lekko na ten widok, którego bardzo mi brakowało. 
-To nie ja zjadłem Ci kurczaki, które były w lodówce!- krzyknął Zayn chowając się za Liamem. 
- Nie o to chodzi... czekaj, co?- Horan spojrzał zdezorientowany na Zayna, który dławił wybuch śmiechu.- Eh... nieważne. Mam dla Was najlepszą wiadomość od ponad dwóch miesięcy! 
- Przejdź do konkretów Niall, nie chcemy się spóźnić na galę- mruknął Harry próbując zawiązać czarny krawat. Zaśmiałem się cicho i wyręczyłem go w tym.
- Właśnie o to mi chodzi! Lilie na niej będzie!
W pokoju nastała grobowa cisza. Zamarłem, przestając poprawiać krawat Hazzy, miałem wrażenie, że wszystkie pary oczu są skierowane na mnie. Minęły trzy miesiące i wiedziałem, że straciłem ją już na zawsze. Już nie będzie odwrotu. Zdałem sobie sprawę, że to moja wina i starałem się z tym pogodzić. Nie znalazłem jej. Nawet z pomocą Eleanor nie wpadłem, gdzie ona może być. 
- I co mamy z tym zrobić?- zapytałem cicho. 
- Jak to co?- wydarł się Niall. Podszedł do mnie ściskając moje ramię.- Trzeba ją przekonać, żeby wróciła. 
- Ty nie rozumiesz....- Liam podszedł do przyjaciela.- Ona już o nas zapomniała i najlepiej będzie, jeśli my też o niej zapomnimy. 
- Nawet tak nie mów, Liam- warknął Horan wychodząc z pokoju. 
Westchnąłem cicho nie wiedząc co zrobić. Było mi szkoda Nialla, chciał żebyśmy się cieszyli. 
- Za dziesięć minut wychodzimy- burknął Liam przechodząc obok łazienki. 
Za niecałe trzydzieści minut zobaczę moją Lilith. 

Błysk fleszy, pisk fanek i reporterzy, czyli to, czego już nie lubimy. Directioners są wspaniali, jednak gdyby mogli przestać tak krzyczeć byłoby całkiem przyjemnie. Odpowiedzieliśmy na kilka pytań, podpisaliśmy kilkanaście płyt i plakatów i ruszyliśmy do środka, jakby każdy z nas był równie zdenerwowany, a jednocześnie nie mógł się doczekać spotkania z Lilie. Rozejrzałem się dookoła po wielkiej hali. Nie ma możliwości żebyśmy ją odnaleźli w tym tłumie. Spojrzałem bezradnie na chłopców, kierując wzrok na Nialla, który szybkim krokiem prowadził i rozglądał się po twarzach gości. 
- To nie ma sensu- mruknąłem, jednak w środku chciałem żeby Horan ją odnalazł. 
Boże, jak ja za nią tęsknię. 
Stanąłem przy bufecie stojącym pod ścianą, tuż z tyłu żeby nikomu nie przeszkadzał. Tutaj Niall również zrobił sobie 'przerwę'. Stał i jadł wszystko co podchodziło mu pod twarz. 
- Wojtek, daj spokój, zobacz jak one ładnie wyglądają! A jak muszą smakować... 
Zamarłem, czując jak moje serce znacznie przyśpieszyło. Może to przez resztkę narkotyków w moim organizmie? 
- Rozumiem, że w tym stanie masz różne zachcianki, ale błagam Cię, ogranicz się, bo jesz więcej niż chłopaki z kadry- usłyszałem śmiech Lilki i jakiegoś faceta. Ach, no tak, Wojtek. On opiekuje się teraz moją Lilith.
Stanęła obok mnie, a ja nawet nie odwróciłem głowy, miałem wrażenie, że Niall nawet się nie zorientował.
- Lilou, spokojnie, bo zaraz nic dla nikogo nie zostanie- powiedział do niej ze śmiechem, a ona mu zawtórowała.
- Och, daj spokój- mruknęła z uśmiechem nakładając kolejne porcje. Musiała wyglądać tak uroczo...
Odwróciłem się, musiałem ją zobaczyć. Stała obok mnie, patrzyła się na Wojtka, który był naprawdę wysoki. Miała na sobie karminową sukienkę, która sięgała do ziemi i dosyć mocno opinała jej talię. Ciemnobrązowe włosy opadały na łopatki i ramiona.
Oparłem się nonszalancko o stół zastanawiając się, czy Wojtek i Lilka nie są razem. Na mojej twarzy widniał grymas, więc starałem szybko wyrzucić sobie to z głowy.
Wojtek poczuł, że ktoś im się przygląda i spojrzał mi prosto w oczy. Mierzyliśmy się wzrokiem, aż nagle, odwróciła się Lilith.
- Och...-otworzyła szerzej oczy ze zdumienia i odwróciła się do mnie.- Wojtek, zostaw nas samych, dobrze?
Odszedł na pewną odległość zerkając od czasu do czasu ukradkiem. Zaśmiałem się na ten widok, a Lila zmierzyła mnie wzrokiem.
- Nieźle wyglądasz-poczułem jak zadrżał jej głos, uśmiechnąłem się niepewnie i również zmierzyłem ją od góry do dołu. Jednak mój wzrok zatrzymał się na jej brzuchu, drobnym wypukleniu. Lilith zorientowała się na co patrzę i spojrzała w bok.
Ale jak to? Ona z Wojtkiem..?
- Jak... jak to możliwe Lilka?- zapytałem cicho, prawie szpecąc.- Ty i...
- Louieh -szepnęła przerywając mi nagle i łapiąc mnie za rękę, przykładając do brzucha.- Poznaj Tommy'ego.
~*~
Jestem zadowolona z tego rozdziału, i to bardzo:) Nie wiem dlaczego nie dodaję tyle czasu, trochę się u mnie pokomplikowało... Nie wiem kiedy szesnastka, kurczę, postaram się dać ją jak najszybciej mogę:) 
Cholibka, dziękuję za tyle odwiedzin! Jesteście wspaniali<3 
Do następnego:) 

niedziela, 9 września 2012

chapter fourteen

Chłopak widząc moją reakcję zaśmiał się głośno i dźwięcznie, a ja przyjrzałam mu się uważniej. Z daleka faktycznie wyglądał jak Niall, jednak z bliska można dostrzec te różnice, które utwierdzały mnie w przekonaniu, że to jakaś marna podróbka, lub co gorsze- mam zwidy. Chłopak, który stał przede mną miał nieco ciemniejsze oczy, włosy z jasnobrązowymi pasemkami i bardziej widoczne kości policzkowe. To wszystko dało mi znak, że na całe szczęście nie spotkałam jednego z członków One Direction. Wtedy na pewno bym zmiękła i do nich wróciła.
Do Louis'a.
Ale nie mogę. Muszę im pokazać, że potrafię bez nich żyć, niekoniecznie zapomnieć.
- Nie, Niall wygląda trochę inaczej- zaśmiał się jeszcze raz wyciągając przed siebie dłoń, którą zaraz uścisnęłam.- Jestem Stan.
- Przepraszam, trochę się zamyśliłam- wydukałam siląc się na odwzajemnienie uśmiechu.- Lilie, miło mi.
- Właśnie chciałem iść do kasy, złożyć zamówienie...
- Nie, nie, w ramach rekompensaty to ja dziś Cię obsłużę- przerwałam mu, nadal mocno speszona swoim zachowaniem. Stan zaprowadził mnie do stolika w głębi pomieszczenia, tuż przy bocznym oknie, zaciągnięte małą, haftowaną firanką. Spojrzałam na stolik dmuchając w grzywkę.
I wtedy zobaczyłam Jego.
Siedział naprzeciwko pustego fotela pijąc pomimo chłodnego dnia, mrożoną herbatę i robił coś w telefonie.
On.
Chłopczyk z którym kiedyś kopałam ledwo nadmuchaną piłkę swoimi nowymi lakierkami nie zważając na krzyki mamy; Chłopak z którym przeżyłam swój pierwszy pocałunek; młody mężczyzna, którego obdarzyłam swoją szczeniacką i szaloną miłością. Wyjechał tak nagle, że nie zdążyłam mu powiedzieć co wyprawia z moim ciałem gdy tylko znajduje się w pobliżu, łamiąc po raz kolejny moje kruche serce.
Wojtek.
Podniósł wzrok speszony tym, że ktoś przez dłuższą chwilę się na Niego patrzy. Zlustrował mnie wzrokiem od dołu do góry, a widząc w Jego jasnych oczach wesołe iskierki, nadzieja we mnie wzrosła. Może pamięta? Gdy któregoś dnia, po jego wyjeździe dowiedziałam sie, że został bramkarzem Arsenalu Londyn byłam taka dumna... Nigdy nie zapomnę mojej reakcji pełnej szczęścia. Jednak, gdy Wojtek przestał dzwonić, zaczęłam żałować, aż wreszcie o Nim zapomniałam.
- Lilou?
Nigdy nie pozwoliłam nikomu się tak nazywać, bo tylko Wojtek mógł tak na mnie wołać. Słysząc tak bliskie i równie dalekie słowo, poczułam dreszcze. Mój Wojtek. Uśmiechnęłam się lekko, czując ulgę. Rozpoznał mnie.
Chłopak wstał i mnie przytulił, a ja objęłam Go mocno za szyję. Trzymał mnie swoimi silnymi dłońmi, a ja poczułam, że wreszcie mam Go przy sobie.
- Nie wierzę, że wreszcie Cię odnalazłem- szepnął mi do ucha, przyprawiając mnie o kilka łez, choć wcale ich nie czułam. Tak jakby to wszystko było pięknym snem.
- Zaraz... to Wy się znacie?- Naszą ,,sielankę'' przerwał Nam roztargniony Stan, który stał obok drapiąc się w głowę i nie bardzo wiedział, jak ma się zachować.
- Tak, od bardzo dawna- uśmiechnęłam się lekko stając między chłopakami.- Co zamawiacie?
- Zieloną herbatę i ciastko francuskie z jabłkiem- powiedział Stan siadając przy stoliku. Zanotowałam sprawnie w małym notesiku, by po chwili wysłać pytające spojrzenie w stronę przyjaciela.
- To samo- posłał mi swój jeden z najlepszych uśmiechów, które tak bardzo kochałam. Nadal kocham.
Szybko zanotowałam to samo co wyżej, by po chwili odwrócić się na pięcie i odłożyć kartkę na ladzie.
***
Nagle zdajesz sobie sprawę, że to już koniec. Naprawdę. Nie ma drogi powrotnej, jest Ci żal. Próbujesz sobie przypomnieć kiedy to wszystko się zaczęło, a zaczęło się wcześnie, o wiele za wcześnie. Wtedy zdajesz sobie sprawę, że nic nie zdarza się dwa razy. Już nigdy nie poczujesz się tak samo. Nigdy nie wzniesiesz się trzy metry nad niebo.* 
Już nigdy nie poczuję, że naprawdę jestem Jej, a ona Moja. 
Czuję, że powoli umieram, uważam, że umrzeć z tęsknoty jest dobrze, tak, to dobra śmierć. Myśl, że osoba, którą naprawdę pokochałeś, odeszła z Twojego powodu, sprawia, że już nie chcesz być sobą. 
Chcesz być nikim. 
Mija kolejny tydzień, siedem dni udręki, każdy jeden dzień przepełniony moim bólem i tęsknotą. Chłopacy powoli zaczynają się przyzwyczajać, jednak ja nadal nie wychodzę z pokoju, a Eleanor wreszcie dała mi święty spokój. Po prostu nie potrafię być taki, jak przedtem. Od kilku dni zaczął Nas odwiedzać Paul, słyszałem Jego krzyki, które dobiegały z mieszkania Nialla. Zaczął też przychodzić do mnie, powtarzał to, co mówił chłopcom. 
,,Słuchaj Louis, nie wiem co ta dziewczyna z Wami zrobiła przez tak krótki czas, ale macie dwa wyjścia; albo weźmiecie się w garść i zaczniecie ją szukać, przy czym nadal będziecie na topie, lub zostanie tak jak teraz i to będzie Wasz koniec, rozumiesz? Stoczycie się! To co kochacie, skończy się przez jedno niedopowiedziane zdanie, jeden, drobny błąd. Nie możecie przekreślić Waszej kariery. Trasa po Ameryce została przełożona na za dwa tygodnie. Mam nadzieję, że wybierzecie pierwszą wersję. Gdy już się zdecydujecie, dzwońcie.'' 
Szczerze? Z wielką chęcią wybrałbym opcję drugą, już nic się dla mnie nie liczy. Ona odeszła, zostawiając mnie z zmiecionym w proch sercem. To nie miało tak być. 
Dobra, Louis, skończ, przestań zaczynać temat od początku. 
Przejechałem opuszkami palców po małej literce wiszącej na cienkim łańcuszku, przyczepionym na mojej szyi. Przymknąłem oczy czując tak dobrze znane mi łzy, które każdego dnia nie potrafiły mnie opuścić. Włożyłem rękę pod poduszkę na której leżałem i wyciągnąłem pogiętą kartkę. Rozłożyłem i przyłożyłem do policzka. 
- Proszę, wróć- szepnąłem z powrotem chowając list. Tym razem wziąłem do ręki swój telefon, odblokowałem dotykowy ekran, by spojrzeć na Jej uśmiechniętą twarz. Zdjęcie z gali, na której zdobylismy Naszą pierwszą poważną nagrodę. Liliana przytuliła się do mnie i uśmiechnęła szeroko, ja zrobiłem podobnie. Fotografia nadal znajduje się na moim Twitterze, przez co często jest obiektem wyzwisk i tym podobnym. Jednak wiedząc, że Lilka może przeglądać mojego Twittera, napisałem, że mają przystopować, bo to w końcu moja sprawa, tak? 
Wiecie co jest najlepsze? 
Kilka dni temu była akcja na Twitterze pod tytułem '#Directioners&CaldericsHateLilie'. Hasło dostało się do światowych trends, a zorganizował ją nie kto inny, jak sama Eleanor. Nie chcieliście widzieć mojej miny, gdy tylko się o tym dowiedziałem. Natychmiast zadzwoniłem do Calder i powiedziałem kilka słów prawdy, a ona po prostu wybuchnęła głośnym płaczem i zaczęła mówić, że bardzo mnie kocha. Powiedziałem, żeby skończyła robić z siebie idiotkę i rzuciłem telefonem. Zawsze brała mnie na łzy, za każdym razem się łamałem, jednak tym razem ostro przesadziła. Do tej pory się do mnie nie odzywa, a dziennikarze tylko się cieszą z nowej sensacji. 
Gdy po raz kolejny miałem wyciągnąć list, ktoś wparował do pokoju z hukiem otwierając drzwi. Nieco się zdziwiłem, bo jeszcze nikt tak chamsko się nie zachował. Chłopaki woleli na razie trzymać się ode mnie z daleka. 
- Louis, nie wiem jak Ty, ale odnajdę ją- podniosłem wzrok na Horana, który nie wyglądał za dobrze.- Zachowam się lepiej jak Ty, ponieważ mi na niej nadal zależy. 
- Uważasz, że mi nie?- szepnąłem coraz bliżej kolejnej porcji słonych łez.
- Nic takiego nie mówię, ale na Twoim miejscu wziąłbym się w garść i odszukał ją. Z tego co wiem, to nadal jest w Londynie. Od kilku dni mieszka z Wojtkiem Szczęsnym, przyjacielem z dzieciństwa. 
Nie potrafiłem wykrztusić z siebie ani słowa. Moja Lilka zamieszkała z kimś innym, tak szybko?
- Louis... opanuj się- mruknął Horan siadając na łóżku, a ja dopiero się zorientowałem, że płaczę.- Wiem, że coś Was łączyło. Nadal łączy, więc proszę Cię, zróbmy coś. Mamy jeszcze niecałe dwa tygodnie, a potem lecimy do Ameryki, rozumiesz? Chcesz ją na dobre stracić? Zastanów się nad tym.
I wyszedł, tyle go widziałem. 
A co jeśli będę musiał podnieść głowę do góry dla chłopców? Dla Hazzy? Dla Lilki?
Nie, to przecież niemożliwe, bez Niej nie ma już nic, nie dam rady. Nie znajdę jej. 
Lilith. 
Jesteś moim demonem, a kochanie Ciebie boli. Uzależnia, bez Ciebie czuję się jak narkoman na głodzie, wróć.

***
- Wojtek, idź sam, nie za dobrze się czuję- krzyknęłam do przyjaciela z łazienki, klęcząc nad muszlą klozetową. Od kilku dni mam jakąś grypę, nie robię nic prócz jedzenia, spania i wymiotowania, Wojtek się martwi, a ja mam nadzieję, że szybko mi przejdzie. Chłopak po chwili zjawił się obok mnie podając mi zwilżony ręcznik. Przetarłam twarz i spojrzałam się na niego niemrawo. 
- Mam pewną teorię, że powinnaś iść do lekarza, bo to mi wygląda na coś poważnego. 
- Nie ma sprawy, jutro pójdę, przeżyję tą jedną noc- mruknęłam, wyciągając szczoteczkę. 
- Pójdę innym razem, teraz zostanę z Tobą- uśmiechnął się do mnie i wyszedł z łazienki. 
Westchnęłam cicho, mając wyrzuty sumienia. Ten bankiet był ważny dla Wojtka, po raz pierwszy mieliśmy pojawić się na Nim razem. Wyszczotkowałam porządnie zęby i poszłam do sypialni Wojtka, w której chwilowo śpię. Zadzwoniłam do Leny opisując jej moje zachowanie, miałam nadzieję, że ona coś o tym wie. 
- O Boże, Lilka, ja już wiem co Ci jest- pisnęła zmartwiona.
- No mów, bo sama zaczynam się bać- mruknęłam siadając na łóżku, powoli robiąc się senna.
- Jesteś pewna, że gdy robiliście to z Lou to... byliście zabezpieczeni? 
- O cholera- szepnęłam zszokowana. Błagam, nie.

* Cytat z filmu ,,Trzy metry nad niebem'', który polecam wszystkim :) 
~*~
Przepraszam za spóźniony, okropny i dziwny rozdział. 
Dziękuję za ogromną liczbę wejść, tyle cudownych komentarzy i za to, że jesteście. 
Postanowiłam, że rozdziały będą co tydzień, w sobotę/ niedzielę.
Pytajcie i komentujcie, z góry dziękuję xx
+ zmieniłam nieco bohaterów.
lov ya x

piątek, 8 czerwca 2012

chapter thirteen

Wbiegłem do swojego pokoju chcąc się upewnić czy nie ma w nim Lilie. Wróciliśmy piętnaście minut temu, a po dziesięciu zorientowaliśmy się, że nigdzie nie ma dziewczyny. Wiedziałem, że to moja wina. W jej oczach już jestem skończony, na pewno. 
Rozejrzałem się po pokoju, a widząc na łóżku złożoną kartkę podszedłem i przejechałem wzrokiem po kartce. Czytając drugie zdanie upadłem na kolana i czytałem dalej, nie zważając na łzy moczące biały papier.
Moja. 
Na zawsze. 
Upuściłem kawałek papieru na podłogę, tym samym chowając twarz w dłoniach. Jak mogłem do tego dopuścić? Dlaczego nie rzuciłem Eleanor?! 
Proszę, niech cofnie się czas. 
Błagam. 
Bez Lilki nie przeżyję, nie będę miał dla kogo. Mój świat legnie w gruzach, straci swoje kolory, UMRZE. Jak ja właśnie teraz. Jak moje serce właśnie teraz. 
Kocham Ją. 
Ktoś wszedł do pokoju. Nawet nie otworzyłem oczu chcąc sprawdzić kto to. ,,Ktosiek'' klęknął obok mnie i mocno mnie przytulił. Męskie perfumy Playboy'a. Harry. Zdecydowałem się Go objąć w pasie mocząc łzami Jego ramię. Nadal nie mogłem uwierzyć, że Lilka już nie wróci. Już nie będę miał kogo pocałować, tak jak ją. Wszystko wraz z Nią znikło. Dziewczyna tak bezczelnie i egoistycznie zabrała mi moją duszę. 
***
Dziś mija dokładnie tydzień odkąd odeszłam. Wiecie co mam na myśli. Niestety, ale nadal tkwię w hotelu, jednak znalazłam sobie pracę. Tak, pracuję. W niewielkiej herbaciarni o wdzięcznej nazwie ,,Valerie''. Znajduję się w samym sercu Londynu. Szefową jest 80- letnia staruszka, która nie bacząc na moje zerowe doświadczenie w zawodzie kelnerki i sprzedawcy, po prostu mnie zatrudniła. Powiedziała, że to nic trudnego. Mam taką nadzieję i że żaden z chłopców nie wejdzie do herbaciarni, a już na pewno nie Louis. 
Pewnie jesteście ciekawi, czy jeszcze o mnie pamiętają. Owszem. Dzień w dzień, od tygodnia, dostaję mnóstwo wiadomości tekstowych, po dwieście nieodebranych połączeń. Nie pomaga mi to w zapomnieniu o kimś takim jak One Direction. W Londynie to i tak niemożliwe. Nawet u mnie w pracy raz po raz leci ,,What makes you beautiful''. 
I can't forget you when you're gone. You're like a song. 
Szybko wyłączyłam mojego iPod'a i rzuciłam nim o ścianę. Mam nadzieję, że się nie zepsuł. Cholerne piosenki o miłości. Od dziś słucham Techno.
Chcę do Nich wrócić.
Chcę do Louis'a.
Ale nie mogę.
Niech czas się cofnie.
Wstałam, ubrałam się, wyprostowałam włosy i wyszłam z domu śpiesząc się na drugą trzydzieści po południu, do pracy. Obiecałam sobie w duchu, że gdy tylko wrócę, wyjdę na spacer z Louise. Przechodząc obok małych kiosków dostrzegłam nagłówki kilku gazet.
,,One Direction odwołało trasę koncertową po Ameryce!''
,,Zespół szaleje!'' 
,,Jaki jest powód przeniesienia trasy koncertowej One Direction po Ameryce?'' 
,,Tajemnicze zniknięcie dziewczyny Niall'a Horan'a. Czy to ona spowodowała odwołanie wielkiej trasy koncertowej?''
Ten chyba był najlepszy i szokujący:
,,Głośne zerwanie Louis'a Tomlinson'a z Eleanor Calder! Szczegóły na stronie 23'' 
Odłożyłam wszystkie gazety na swoje miejsce mając w głowie tylko jedno słowo.
Zerwali.
***
I'm here without you baby, but you're still on my lonely mind.
Wybiegłem z pokoju prosto do pomieszczenia, gdzie znajdował się Harry i Jego cholerna wieża. Z hukiem otworzyłem drewniane drzwi, podszedłem do odtwarzacza wyłączając Go z prądu. 
- Wreszcie raczyłeś wyjść z pokoju- mruknął niewzruszony Harry na nowo włączając wieżę. 
- Harry, do jasnej cholery, wyłącz to- powiedziałem cicho czując zbliżające się łzy. 
- Louie, musisz w końcu wstać na nogi, przestać obwiniać się za odejściem Lilie, to był Jej wybór. Nikt z Nas nad tym nie panował.- Styles podszedł do mnie i mocno objął.- Powiedz mi, dlaczego nie potrafisz zapomnieć o dziewczynie Niall'a?
Po tych słowach tam, gdzie powinno być moje serce właśnie coś się złamało. Uderzyła we mnie fala gorąca, a w głowie miałem tylko pustkę. Na nowo zacząłem płakać, więc odwróciłem się do Hazzy plecami żeby nie widział moich łez. 
- Mówiłem Ci, żebyś wyłączył to cholerstwo- warknąłem chłodnym tonem i wyszedłem z pokoju. Wróciłem z powrotem do siebie zamykając drzwi na klucz i położyłem się na łóżku. Z szuflady od szafki nocnej wyciągnąłem naszyjnik z małą literką i powiesiłem Go sobie na szyi. Zajrzałem ręką jeszcze raz tak długo, aż wreszcie napotkała zgniecioną i pofalowaną kartkę. 
List Lilie.
Coś, co zawsze będę miał przy sobie. Coś, co nigdy nie pozwoli mi sobie wybaczyć, że właśnie tak postąpiłem. Nie zważając na wibrujący telefon, który informował, że ktoś właśnie do mnie dzwoni, zacząłem kolejny raz czytać krótkie pożegnanie. Przejeżdżałem palcem po każdym napisanym słowie, a łez wciąż przybywało. Co teraz będzie? Wyjechała z powrotem do Polski? Niall ma z Nią jakiś kontakt? 
Pewnie nie. Horan z tego co wiem od Hazzy też jest załamany. Przestał jeść. 
Niczym robot złapałem za telefon chcąc odruchowo sprawdzić kto dzwonił. Znowu ta sama osoba. Eleanor od pięciu dni zaśmieca mi moją skrzynkę żałosnymi wiadomościami i nieodebranymi połączeniami. Poczty głosowej wolałem nie sprawdzać. Chyba nadal nie może zrozumieć, że to już koniec. Kochałem ją, jednak nie tak bardzo jak Lilie. To się chyba teraz nazywa miłością od pierwszego wejrzenia. Wierzyłem, że już na zawsze będzie moja. Ona i jej ciepły uśmiech, którym tak często mnie obdarzała. 
Przewróciłem się na bok przymykając oczy, starając się odtworzyć twarz Lilki w mojej głowie. 
***
Siedząc w pociągu, który sprawnie dowiezie mnie na miejsce pracy, wyciągnęłam kopertę z wywołanymi zdjęciami. Widząc każde z nich na mojej twarzy widniał szeroki uśmiech, a jakaś nastolatka siedząca obok mnie, widząc zdjęcia wytrzeszczyła oczy i wpatrywała się we mnie. Udałam, że tego nie widzę. 
Schowałam je z powrotem widząc, że pociąg zbliża się do stacji. Wysiadłam po kilkunastu minutach. 
Wyszłam z metra wraz z tłumem ludzi spieszących się do pracy. 
Weszłam do herbaciarni z szerokim uśmiechem, witając Clarie, moją zmienniczkę. 
- Hej- uśmiechnęła się i weszła na zaplecze, a ja razem za nią. Przebrałam się w służbową jasnoróżową koszulkę, czarne rurki i czarne baleriny. Stanęłam za ladą czekając na dziewczynę, która dziś też miała na drugą trzydzieści. Wbiegła zdyszana po piętnastu minutach. 
- Lilie, błagam, tylko nic nie mów szefowej!- podbiegła do mnie składając ręce w geście modlitwy. 
- Nie ma sprawy, Hope- uśmiechnęłam się lekko klepiąc ją po ramieniu. Dziewczyna posłała mi pełne wdzięczności spojrzenie i poszła się przebrać. 
- Okay, Ty weź notesik i idź do klientów, a ja stanę na kasie- powiedziała jak tylko przyszła, a ja pokiwałam głową na znak zgody. W głowie wciąż miałam obraz uśmiechającego się przez sen Lou, którego ogrzewało poranne słońce, dlatego też idąc do jednego ze stolików, wpadłam na jakiegoś chłopaka. Już miałam przeprosić, kiedy podniósł na mnie wzrok.
- Niall?!- wykrzyknęłam przerażona przykładając rękę do ust czując zbliżające się łzy. 
Nie, to niemożliwe.
To nie może być on.
~*~
Jest trzynastka. Co o niej myślicie? Mi się tam podoba :) 
Szkoda, że tak mało komentarzy pod poprzednim rozdziałem... :'( 
MOGŁABYM WAS PROSIĆ O REKLAMĘ MOJEGO OPOWIADANIA? PRZECIEŻ TO NIC NIE KOSZTUJE, TAK SAMO JAK DODANIE JEDNEGO KOMENTARZA, A TAK BARDZO CIESZY... :')